Prognozy pogody już zapowiadały w górach pierwsze śniegi. To była najprawdopodobniej ostatnia okazja, żeby nacieszyć się jesienną aurą. Choć musimy przyznać, że w tym roku i tak wycisnęliśmy z tej rudej pory roku ile się dało. Koniecznie chcieliśmy się wybrać w góry, niedaleko od Krakowa, gdzie jeszcze nie byliśmy. Tym razem wybór padł na Beskid Sądecki – na Przehybę, którą do tej pory jakoś omijaliśmy, mimo że krążyliśmy wokół niej ze wszystkich stron.
Byliśmy już w tych okolicach, choćby wtedy, gdy szliśmy fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego, z Rabki do Krościenka. Gdybyśmy kontynuowali drogę, kolejny odcinek przechodziłby właśnie przez schronisko na Przehybie. (opis naszej wycieczki z Rabki do Krościenka można przeczytać <tutaj>). Byliśmy też w pobliżu zdobywając Koronę Gór Polski, na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego, na Radziejowej (wpis jeszcze w przygotowaniu), nie licząc oczywiście licznych wycieczek w pobliskie Pieniny, które uwielbiamy o każdej porze roku.
Kierunek był tym bardziej kuszący, że ze schroniska, w którym serwują pyszne jedzenie, można oglądać przy dobrej pogodzie wspaniałe widoki na Tatry.
Przehyba (1173 m n.p.m.) jest jednym z najpopularniejszy miejsc w Beskidzie Sądeckim, leży w głównym grzbiecie pasma Radziejowej. Jest dość łatwo dostępna, można się na nią dostać z kilku stron. Prowadzi na nią nawet częściowo asfaltowa droga dojazdowa do schroniska z Gabonia. Jednak żeby móc nią wjechać, trzeba mieć pozwolenie leśnictwa.
Fani pieszej turystyki tak jak wspomnieliśmy, mogą wejść na górę idąc czerwonym, Głównym Szlakiem Beskidzkim, z Krościenka do Rytra, lub żółtym ze Starego Sącza, my wybraliśmy mniej popularny szlak, ze Szczawnicy. Z tego uzdrowiskowego miasta prowadzą dwa prawie równolegle biegnące szlaki – niebieski i zielony. My zdecydowaliśmy się na niebieski. Szlak zaczyna się w centrum Szczawnicy ale autem można podjechać przez miasto około 3 km i zostawić samochód na parkingu w tzw. Sewerynówce. Tak też zrobiliśmy. Na parkingu oprócz naszego, stało tylko jedno auto.
Po minięciu szlabanu szliśmy szeroką, szutrową drogą przez las. Powietrze było przyjemnie wilgotne. Czuliśmy już wyraźnie jesienną temperaturę, ale nie było też za zimno. W końcu gdy z głównej drogi odbiliśmy w lewo i w górę zaczęły pokazywać się pierwsze rudo mieniące się liście.
Dotarliśmy do punktu, nad piękną polaną, za którą rozpościerał się cudowny widok na Pieniny, z Trzema Koronami i w oddali nieśmiało rysującymi się Tatrami.
Droga lekko pięła się w górę, a przez drzewa zaczęło przebijać się słońce. Minęło nas nawet kilku pędzących rowerzystów. Te trasy są bardzo często wybierane przez miłośników górskich przejażdżek rowerowych, a zimą przez narciarzy.
Na krótkim postoju udało nam się też dostrzec przebiegającą rodzinkę saren z młodymi. W końcu dołączył do naszego niebieskiego zielony szlak, również prowadzący ze Szczawnicy. Kawałek dalej był charakterystyczny punkt, zalesiony szczyt zwornikowy – Czeremcha (1146 m n.p.m. – wg niektórych źródeł i tabliczki 1124 m n.p.m.).
Kawałek za tym miejscem, gdy las lekko się przerzedził wyłoniła się w oddali
87 – metrowa, stalowa wieża nadawcza Radiowo – Telewizyjna i schronisko PTTK na szczycie Przehyby. Roztaczał się też piękny widok na wszystkie strony. Gra chmur
i mieniące się złotem trawy w całości dawały nieziemski efekt.
Po kilkunastu minutach doszliśmy na Małą Przehybę (1150 m n.p.m.) pod widzianą chwilę wcześniej wieżę. W tym miejscu nasza trasa połączyła się ze szlakiem GSB
z Krościenka. Stwierdziliśmy że szlak ze Szczawnicy musi być naprawdę mało popularny, bo od początku naszej drogi, nie licząc rowerzystów, spotkaliśmy tylko jedną osobę, a od połączenia z czerwonym, szły całe tłumy korzystające jak my z pogody! W schronisku też trzeba było czekać na wolne miejsce.
Od wieży do schroniska dzieliło nas tylko kilka minut. Postanowiliśmy jeszcze pójść kawałek dalej w stronę Wielkiej Przehyby. Doszliśmy do Rozdroża pod Wielką Przehybą. Obok znajdowało się lądowisko helikopterów, z którego rozpościerał się przepiękny widok na północną stronę. Widać było całe Beskidy, w oddali też Babią Górę, w dole Stary i Nowy Sącz. Pod lądowiskiem była mała kapliczka upamiętniająca walki Kurierów i Partyzanów Nowosądeckich. Więcej informacji na jej temat można znaleźć na stronie internetowej kapliczki <tutaj>.
Zaczął wiać silniejszy wiatr i trochę zmarzliśmy, więc wróciliśmy do schroniska
i rozgrzaliśmy się pyszną zupą. Ania jadła pomidorową, a Michał żurek. Jedzenie było naprawdę pyszne, więc gorąco polecamy, choć tak jak pisaliśmy na miejsce siedzące trzeba było chwilę poczekać.
W cieplejsze dni można też usiąść na tarasie, z którego rozpościera się widok na Pieniny
i Tatry. Tego dnia tylko przez chwilę mogliśmy podziwiać te cudne widoki. Szybko zaszły chmury, które wszystko zasłoniły. W Tatrach już przyprószyło śniegiem i wiał silny wiatr. W drodze powrotnej złapał nas nawet mały deszcz, mimo to dzień zaliczyliśmy do bardzo udanych, a na Przehybę na pewno się jeszcze wybierzemy…
może uda się kiedyś kontynuować naszą trasę Głównym Szlakiem Beskidzkim.