Dzień 12. Porto -> Povoa de Varzim. 35km.

386

Ranne wstawianie było trudne, a mieliśmy tego dnia do przejścia bardzo długi odcinek trasy. Wizja, że nareszcie będziemy szli brzegiem Oceanu Atlantyckiego bardzo nas cieszyła i pomagała pokonywać kolejne kilometry. Przejście przez miasto i zakupy po drodze zajęły nam dość dużo czasu. Nie było po drodze żółtych strzałek, więc musieliśmy korzystać z mapki i GPS.

Minęliśmy w końcu most i Port w Matosinhos i po dokładnie 10. km zobaczyliśmy wielką wodę.

Było pięknie! Fale rozbijały się o skały znajdujące się na plaży. Robiło to na nas ogromne wrażenie! Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę ścieżką, po drewnianej promenadzie, która ciągnęła się wzdłuż całego odcinka.

Mijaliśmy Stare kościółki i pamiątkowe miejsca np po rozbitych statkach.

Pogoda była dziś idealna. Świeciło słońce i była bardzo przyjemna temperatura. Nad Oceanem było dużo ludzi. Jeździli na rowerze, biegali, spacerowali wzdłuż brzegu. Dzisiejsza trasa była czymś zupełnie nowym dla nas. Do tej pory przyzwyczailiśmy się do malutkich wiosek, plantacji oliwek i winnic, wąskich uliczek i spokojnego życia ludzi na wsi którzy machali do nas pozdrawiając, tutaj było inne otoczenie i też inny styl życia Portugalczyków. Odbiliśmy na chwilę na plażę, by przygotować i zjeść jajecznicę z bułkami.

Idąc dalej podziwialiśmy jeden z piękniejszych zachodów jakie widzieliśmy. Czerwone słońce chowało się za Ocean.

Do miasta wchodziliśmy już po zmroku. Minęliśmy miejscowość Vila do Conde. Na ulicach wszędzie świeciły się świąteczne światełka, z głośników grała muzyka. Minęliśmy nawet lodowisko. Mimo że był w tej miejscowości Albergue, poszliśmy dalej w stronę Póvoa do Varzim. To było jeszcze tylko kilka kilometrów dalej.

Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, okazało się że drzwi są zamknięte, a po klucz trzeba się udać do pobliskiego kościoła. Akurat trwała msza święta. Weszliśmy do środka i wtedy zobaczył nas pan kościelny, który jak tylko nas zauważył, poszedł do zakrystii po klucz i zaprowadził nas do domu pielgrzymów. Albergue mieściło się w kamiennicy. Na pierwszym piętrze były pokoje i nowoczesna wielka kuchnia z salonem. Na ścianach wisiały zdjęcia z camino de Santiago, wszystko bardzo ładnie i estetycznie urządzone. Było już dość późno, a my byliśmy bardzo zmęczeni, więc szybko prysznic, makaron i w końcu odpoczynek. To chyba najdłuższa trasa podczas naszego całego Camino.

Dodaj komentarz