Carrantuohill – najwyższy szczyt Irlandii

Carrantuohill (irl. Corrán Tuathail) to najwyższy szczyt w Irlandii. Jego wysokość na pierwszy rzut oka nie powala, ma bowiem 1039 m n.p.m. Trzeba natomiast pamiętać,
że tutaj droga na szczyt zaczyna się praktycznie na poziomie morza, więc samo przewyższenie już takie małe nie jest. Na górę nie prowadzi żaden turystyczny szlak, ale drogowskazy, ścieżki i owce na pewno nie pozwolą zabłądzić. Wybierając się na Carrantuohill trzeba jednak mieć na uwadze warunki pogodowe i być choć trochę przygotowanym. Odnotowywano tam liczne wypadki, w tym śmiertelne, więc tak jak do każdej góry trzeba podchodzić z szacunkiem.

Najwyższa góra Irlandii leży w paśmie Macgillycuddy’s Reeks na półwyspie Iveragh. Pokonując naszą Wild Atlantic Way i Pierścień Ring of Kerry nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności wejścia na szczyt. Byliśmy już na Irlandzkim Croagh Patrick’s (górze Św. Patryka), więc tym bardziej kusiło nas zdobycie tej najwyższej góry na wyspie.

IMG_5298ok

Od samego początku naszej podróży pogoda była po naszej stronie. Korzystaliśmy z pomyślnych prognoz i zdobycie Carrantuohill zaplanowaliśmy na 22.05.2019r. Pod szczytem dostępne są dwa parkingi. Jeden w Cronins Yard i drugi mniej popularny Lisleibane. My zdecydowaliśmy się wybrać tę drugą opcję. Na miejsce dotarliśmy już po zmroku. GPS prowadził nas serpentynami na dwupoziomowy parking. Zatrzymaliśmy się na dole pod skałą. Oprócz naszego, nie było więcej samochodów. Noc spędziliśmy na parkingu.

Rano na śniadanie zjedliśmy porządną dawkę energii – jajecznicę  na irlandzkim maśle. Szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy w stronę gór. Z samego parkingu nasz dzisiejszy cel nie był widoczny. Minęliśmy tablicę informacyjną, na której zaznaczona jest część trasy na szczyt, jako 2 godzinna pętla – trasa spacerowa, prowadząca wzdłuż rzeki Gaddagh River, aż do jezior Lough Cailee i Lough Gouragh. Pozostałą część drogi trzeba pokonać bez drogowskazów.

IMG_5301ok

Ruszyliśmy około godziny godz 8. Po zamknięciu za sobą pierwszej bramki, charakterystycznej tutaj w Irlandii, które mają zapobiegać wychodzeniu owiec poza teren pastwiska, ruszyliśmy przyjemną ścieżką przed siebie. Niskie jeszcze chmury dopiero podnosiły się w kierunku szczytów i powoli odsłaniały przed nami góry. Było naprawdę pięknie, a do tego wokół nie widzieliśmy żadnych turystów!

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do połączenia ze ścieżką prowadzącą z Cronins Yard i dalej szliśmy już wzdłuż rzeki Gaddagh River.

IMG_5320okIMG_5325ok

Po drodze mijaliśmy dziesiątki owiec w przeróżnych kolorach. Tutejsze owce mają na grzbietach charakterystyczne kropki lub paski, ale są i takie, które są np. całe różowe lub niebieskie, co wyglądało często komicznie. Jak się później dowiedzieliśmy takie znakowania przez właścicieli mają na celu nie tylko odróżnić od siebie owce różnych właścicieli, ale też oznaczają czy dana owca dostała leki, została, szczepienia czy została zapłodniona.

IMG_5435ok

Po około 40 minutach takiej wędrówki dotarliśmy do dwóch jezior (wspomnianych wcześniej Lough Cailee i Lough Gouragh). Przeszliśmy pomiędzy nimi i skierowaliśmy się dalej w stronę stromego podejścia, nazwanego nieprzypadkowo Devil’s Ladder (Diabelską Drabiną).

IMG_5335okIMG_5341ok

Jest to zdecydowanie najbardziej wymagający odcinek tej drogi. Trasa przypomina niektóre Tatrzańskie podejścia. Z tym, że brak tu łańcuchów i w ogóle oznaczonego szlaku. Samemu trzeba było szukać najodpowiedniejszego wejścia na kolejne stopnie skalne i głazy. Lekko zmęczeni, ale po ok. 1 godz. 15 min dotarliśmy na Przełęcz.

Można tutaj mylnie odnieść wrażenie, że to koniec wspinaczki, ale na sam wierzchołek jest jeszcze jedno podejście po jakby usypanym stosie wielkich kamieni. Wkoło oczywiście jeszcze przez chwile pasły się kolorowe owce, których widok coraz mniej już nas zaskakiwał. Do niektórych podchodziliśmy całkiem blisko.

Ostatni odcinek drogi to mozolne podejście, ale po ok. 30 minutach dotarliśmy na wierzchołek. Na szczycie znajduje się krzyż oraz wiatrochron.

Mieliśmy szczęście, bo przez chwilę udało nam się zobaczyć panoramę na wszystkie strony. Po kilkunastu minutach odpoczynku i podziwiania pięknych okolic niestety przyszły chmury i częściowo zasłoniły widoki.

Patrząc na północ można dostrzec drugi z trzech tysięczników Beenkeragh (1010 m n.p.m.), a na zachód trzeci Caher (1001 m n.p.m.) oraz wiele mniejszych szczytów. Podziwialiśmy również mnóstwo jezior, a w oddali ocean. Widoki były fantastyczne.

IMG_5411ok

Na południowym wschodzie zobaczyliśmy ścieżkę, o której czytaliśmy wcześniej, a którą można wejść na przełęcz omijając piekielne podejście przez żleb, prowadzące przez szczyt Cnoc na Toinne (845 m n.p.m.). Zdecydowaliśmy się schodzić tą właśnie alternatywną trasą. Po pierwsze nie chcieliśmy już iść stromym żlebem, a po drugie lubimy urozmaicać sobie wycieczki i schodzić inaczej niż podchodzimy. Ta droga wymagała jednak wdrapania się pod jeszcze jedną górkę, tym razem już stosunkowo małą. Na szczycie mocno wiało i zrobiło się dość chłodno. Nie chcieliśmy tak szybko schodzić na sam dół, więc w tym miejscu zrobiliśmy krótką przerwę. Przed południowym wiatrem musieliśmy się schować na północnym zboczu góry.

IMG_5437ok

W końcu ruszyliśmy dalej, idąc nieco już łagodniejszymi zakosami pod przełęcz. Maszerując z dołu, ta ścieżka jest mało widoczna i chcąc iść tędy na szczyt trzeba wiedzieć gdzie odbić w lewo. Dotarliśmy na dół w okolicę spływu rzeki, tutaj jeszcze małego strumyka i już prawie do samego końca podążaliśmy wzdłuż jej nurtu. Mimo że cała droga zajęła nam w sumie tylko około 6 godzin, wliczając wszystkie postoje i przerwę na szczycie Carrantuohill i Cnoc na Toinne, to jednak odczuwaliśmy zmęczenie. Przed nami było jeszcze tego dnia odwiedzenie miasta Killarney oraz rozpoczęcie trasy Ring of Kerry. Nie tracąc więcej czasu ruszyliśmy w dalszą drogę…

znajdziecie ją tutaj:

Wild Atlantic Way – na irlandzkim szlaku (cz. 2) IMG_5454o

1 comments

Dodaj komentarz