Kriváň – po słowackiej stronie Tatr

Nie będzie niespodzianką jeśli powiemy, że ten wyjazd był dla nas spontaniczny 😉
Od dawna chcieliśmy się wybrać w Tatry Słowackie, ale jakoś nigdy nie było ku temu okazji, do czasu, aż sami jej sobie nie stworzyliśmy. Zapowiadał się wolny weekend i bardzo dobra pogoda. Rozpoczęły się już wakacje i z tego powodu trochę przerażały nas tłumy turystów na polskich szlakach, dlatego tym razem postanowiliśmy wybrać się na Słowację. A dlaczego akurat na Krywań? Sami nie wiemy… Ale jedno jest pewne, ta góra, trochę tajemnicza ma w sobie coś na tyle pociągającego, że to właśnie ją wybraliśmy na naszą pierwszą “słowacką przygodę”.
Zdecydowaliśmy się na szlak ze Szczyrbskiego Jeziora (Štrbské Pleso). Z opisów, które czytaliśmy wynikało, że jest nieco dłuższy od tego, który prowadzi z Trzech Źródeł (Tri Studničky), ale zdecydowaliśmy się iść taką drogą, ze względu na górskie widoki, które miały nam towarzyszyć większość czasu.

Štrbské Pleso – Kriváň 2 495m n.p.m – Štrbské Pleso

maperka
Serwis mapa-turystyczna.pl

Druga połowa czerwca to najdłuższe dni w roku, dlatego pomimo wczesnej pobudki, niebo już rozjaśniało zbliżającym się wschodem słońca. Korzystając z tego ruszyliśmy z domu wczesnym rankiem, by udać się w zaplanowanym kierunku. Podróż o tej porze przebiegała bez żadnych utrudnień, jechaliśmy szybko i sprawnie. Już za Krakowem pierwszy raz ukazały się na horyzoncie zarysy tatrzańskich szczytów, które następnie znikały i pojawiały się wraz z kolejnymi wzniesieniami na trasie. Im dalej, tym mogliśmy podziwiać je częściej i wyraźniej. Od Nowego Targu już prawie nie spuszczaliśmy ich z oczu. Tam też opuściliśmy dobrze nam znaną ‘zakopiankę’ i drogą przez Bukowinę Tatrzańską przekroczyliśmy granicę polsko-słowacką, w Jurgowie u podnóża Tatr Bielskich. Dalsza trasa prowadziła dookoła całego pasma górskiego, co stwarzało świetną okazję do podziwiania Tatr, z tej drugiej niż zazwyczaj strony. Dojechaliśmy nią w rejon Szczyrbskiego Jeziora, gdzie rozpoczynała się nasza wędrówka.
Pomimo, że na miejscu było dużo parkingów, sklepików, hoteli, to zdziwiło nas troszkę, że w weekendowy wakacyjny poranek przy pięknej pogodzie, było tam tak niewielu turystów, co w porównaniu do polskiej strony Tatr byłoby niemożliwe. Zapłaciliśmy 5,5 euro za parking, po czym ruszyliśmy przed godziną 8, udając się w stronę jeziora. Tam ukazał się dobrze nam znany z licznych fotografii i pocztówek widok na duże jezioro, z charakterystycznym eksluzywnym hotelem Patria na drugim brzegu, z cudowną panoramą gór w tle. Była też tablica z opisami wszystkich widocznych szczytów, która okazała się bardzo przydatna. Mimo że wydawało nam się, że dość dobrze rozpoznajemy tatrzańskie góry, to jednak od słowackiej strony, nie było to takie oczywiste. W oddali widzieliśmy Gerlach, Kończystą, Ganek, Wysoką i inne mniej nam znane słowackie szczyty. Po lewej stronie w oddali widoczna była góra o charakterystycznym zakrzywionym wierzchołku – cel naszej dzisiejszej wyprawy – Krywań.

Niedaleko od jeziora napotkaliśmy pierwszy słowacki drogowskaz z typowym czerwonym daszkiem. Według tego znaku, na szczycie Krywania mieliśmy być za 4:15 godz. Od tej pory szliśmy już czerwonym szlakiem, częścią tzw. Magistrali Tatrzańskiej, która jest jednym z najbardziej znanych i najdłuższym tatrzańskim szlakiem. Początkowo trasa prowadziła nas jakby polaną, z powalonymi drzewami, które połamały potężne wichury w 2004 roku. W oddali wciąż jeszcze widzieliśmy nasz dzisiejszy cel. Po lewej stronie natomiast rozciągały się inne Niżne Tatry.

Robiło się coraz goręcej, jednak droga była dość płaska i szło się całkiem przyjemnie. Po około godzinie takiej wędrówki, nasz szlak połączył się z niebieskim i po kilkunastu minutach doszliśmy do kolejnego drogowskazu z daszkiem. Wskazywał on już bezpośrednio drogę na Krywań lub krótką drogą nad Jamskie Jezioro – tutaj można było również kontynuować drogę czerwonym szlakiem do Trzech Źródeł (Tri Studničky) – początku alternatywnego zielonego szlaku na Krywań. My zdecydowaliśmy się podejść nad jezioro i tam w ciszy i pięknym otoczeniu zjedliśmy śniadanie.

Po krótkiej przerwie, pełni energii wróciliśmy na niebieski szlak i teraz już ruszyliśmy zdecydowanie do góry. Początkowo podążaliśmy lasem, następnie las stawał się coraz rzadszy i szliśmy wśród kosodrzewiny, aż zaczęły się ukazywać coraz to ładniejsze widoki. Widzieliśmy otaczające nas od południa góry Słowacji oraz szczyty Tatr po prawej stronie.

Przed nami jak wielki głaz wyłaniał się Krywań. Od tego momentu szliśmy już prawie prostą ścieżką między krzewami. W końcu nasza dróżka wiodła nas przez trawiaste i kamieniste zbocze. Ten fragment był dość żmudny i monotonny. Ratowały nas widoki na Tatry Wysokie po prawej z Jamską Granią na pierwszy planie i Granią Soliską nieco w oddali, natomiast Tatry Zachodnie po lewej i Niżne z Wielką Fatrą z tyłu w oddali wyłaniające się z każdym krokiem coraz bardziej.

W końcu gdy Krywań wydawał się być jak na wyciągnięcie ręki, skręciliśmy na jego lewym zboczu i obeszliśmy górę jakby od środka – Wielki Krywański Żleb, który zrobił na nas ogromne wrażenie.

IMG_0509

Widzieliśmy też, że w drodze na szczyt i na wierzchołku jest już całkiem spora grupka osób. Nie dziwił nas ten fakt, w końcu Krywań to Święta Góra Słowaków. Po dotarciu do połączenia ze szlakiem zielonym, pozostała nam jeszcze około godzinna wspinaczka do szczytu.

Tutaj droga stała się bardziej wymagająca. Trzeba było użyć rąk, aby podciągnąć się na kolejną skałę, lub przytrzymać. Na Słowacji w przeciwieństwie do Polski nie spotkaliśmy tutaj ani łańcuchów, ani innych dodatkowych zabezpieczeń. Byliśmy zdani tylko na siebie. Dodatkowo też zauważyliśmy, że mimo oznaczeń szlaku, nie było tu jednej wytyczonej i wyraźnie zaznaczonej ścieżki. Zdarzało się, że turyści szli w górę, równolegle kilkoma drogami.

Najpierw podążaliśmy w stronę grani Krywania i małego Krywania. Następnie już grzbietem podziwiając piękne widok na wyłaniające się z każdej strony szczyty Tatr. Na szczyt (Krywań – 2495m n.p.m) dotarliśmy koło godziny 12:45 czyli (po odliczeniu czasu na drugie śniadanie) dokładnie tak, jak wskazywał nam drogowskaz.

IMG_0528

Tak jak już pisaliśmy wielokrotnie, nie biegamy na czas po górach. Zwłaszcza gdy idziemy pierwszy raz na dany szczyt, często staramy się napawać pięknem gór i widokami oraz robimy masę zdjęć. Tym razem również się nie spieszyliśmy. Na szczycie czekał na nas dwuramienny krzyż oraz tablice pamiątkowe. Spotkaliśmy tam faktycznie sporo osób, ale mimo to, góra zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Przez to, że Krywań jest jakby na uboczu głównej grani Tatr, ze szczytu rozciąga się widok praktycznie na całe góry. W oddali widzieliśmy też Szczyrbskie Jezioro i drogę, którą podążaliśmy.

Na szczycie spędziliśmy ponad godzinę. Pogoda była idealna, a widoki takie cudowne, że najchętniej zostalibyśmy tam do wieczora!
Zejście w pełnym słońcu było dość męczące, ale bardzo zadowoleni dotarliśmy do auta tą samą trasą.

2 comments

  1. Tak, ten weekend był piękny, a ja w poniedziałek miałam egzamin, przesiedzieliśmy w domu. Dziś planowaliśmy Babią, ale odstraszyły nas burze. Aaale do czego zmierzam – Tatry Słowackie rozdziewiczyliśmy w czerwcu również, z racji, że szlaki miały być od 16 otwarte, a my byliśmy 15, w planach był Krywań a weszliśmy na Sławkowski. Krywań, jak pozwoli pogoda, za tydzień w niedzielę 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. My na Krywań podchodziliśmy przy nieco gorszej pogodzie, a na szczycie mieliśmy chmurę, która co jakiś czas znikała na kilka sekund dając możliwość zrobienia zdjęcia, a później znów wszystko zasłaniała. Ale bez wątpienia Krywań to godny uwagi szczyt.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz