Dzień 3. Alvaiazere -> Alvorge. 24km

Noc u strażaków była ciężka. Oboje budziliśmy się kilkakrotnie z zimna albo z bólu. Rano szybko zebraliśmy się (oczywiście dzięki ciepłemu muesli poszło dużo łatwiej).

Koło 8 ruszyliśmy w drogę. Tego dnia czekało nas do przejścia tylko 24km. W porównaniu do poprzednich dni, to bardzo mało. Wydawało nam się, że pójdzie lekko i szybko. Od razu okazało się jednak, że to jak do tej pory dla nas najcięższy dzień. Każdy krok był jak chodzenie po rozżarzonych węglach. A nasze tempo i chód bardziej przypominał człapanie niż marsz.

Po pewnym czasie, gdy stopy trochę się rozchodziły szło się już znacznie lepiej, mimo że wciąż wolno. Udało się prawie całkiem zapomnieć o bólu, gdy oboje spostrzegliśmy, że dzisiejsza trasa była najładniejszą ze wszystkich dotychczasowych. Szliśmy ścieżkami między pagórkami i wzniesieniami. Czuliśmy się jak w górach. W oddali znów widzieliśmy wiatraki i piękne panoramy tych portugalskich ‚małych gór’.

W wioskach, przez które przechodziliśmy ludzie znów z uśmiechem życzyli nam ‚buen camino’ albo ‚boa viagem’! W jednej wiosce zaczepił nas pies. Chyba bardzo nie podobało mu się, że przechodzimy po tych pustych ulicach, bo pogonił nas dobre kilkanaście minut szczekając, jakby chciał nas zjeść. Od razu nabraliśmy tempa. Na nasz postój zatrzymaliśmy się przy kamiennych stolikach, które znajdowały się niedaleko drogi,tuż obok tabliczki z nazwą miejscowości – Ansiao. Tam zjedliśmy bułki z serem i mandarynki.

Pogoda w dalszym ciągu była jak na zamówienie. Mimo ‚zmęczenia dnia trzeciego’ czuliśmy się cudownie. W Ansiao weszliśmy na chwilę do biblioteki, gdzie podbiliśmy nasze credenciale i skorzystaliśmy z wi-fi, żeby sprawdzić dalsze możliwości noclegu i pogodę.

Po opuszczeniu tego miasteczka znów szliśmy szutrowymi ścieżkami mogąc cieszyć się przyrodą, z dala od głośnych ulic. Spotkaliśmy pielgrzymów! dwie kobiety idące tak jak my, tyle że w przeciwnym kierunku, do Fatimy. Jedna z nich była z Hiszpanii, a druga z USA. Porozmawialiśmy chwilę, życzyliśmy sobie wzajemnie ‚buen camino’ i ruszyliśmy dalej.

Jakąś godzinę później spotkaliśmy kolejnego pielgrzyma. Tym razem Pana z Niemiec. Szedł, jak się okazało z Francji drogą północną przez Santiago i teraz do Fatimy. Wyruszył na swoje camino we wrześniu! Podzielił się z nami kilkoma wskazówkami i poszedł dalej.

My również, po krótkim odpoczynku udaliśmy się dalej w stronę Alvorge- naszego dzisiejszego celu. Przy pięknie zachodzącym słońcu dotarliśmy na miejsce.

Jak się dowiedzieliśmy Albergue znajdował się obok kościoła ale po klucz trzeba było udać się do baru. Był to jedyny bar w tej maleńkiej miejscowości. Prowadził go Victor, który mimo że nie mówił dobrze po angielsku, bardzo miło nas przyjął. W środku znajdował się kącik pełen pamiątek i zdjęć zostawionych przez pielgrzymów. Podbiliśmy nasze paszporty, dostaliśmy kluczyk i mogliśmy ruszyć w stronę miejsca naszego odpoczynku. Po drodze zahaczyliśmy, o jak się okazało również jedyny w okolicy sklep. Albergue znajdował się koło kościoła, trochę  na uboczu od reszty tego malutkiego miasteczka.

Po poprzednich noclegach u Bombeiros,to Albergue wydawało się być luksusem! przy wejściu stał duży okrągły stół, na nim kilka książek i mapek zostawionych przez pielgrzymów i książka pamiątkowa do wpisania się. Obok kuchnia z mikrofalówką i duży pokój z pooddzielanymi od siebie piętrowymi łóżkami oraz spora łazienka. Zmęczeni od razu poszliśmy pod gorący prysznic, zjedliśmy ciepły posiłek i położyliśmy się spać. Mimo krótszego dziś odcinka, byliśmy wykończeni (ale jednocześnie szczęśliwi!).

Dodaj komentarz