Powrót. cz.1. Santiago de Compostela -> Porto.

Podróż powrotną do Lizbony (skąd mieliśmy mieć samolot) chcieliśmy przejechać autostopem. Rano pożegnaliśmy się z naszymi przyjaciółmi z Niemiec i Brazylii, przygotowaliśmy do podróży kartony z nazwami kilku miejscowości, pożegnaliśmy się też z naszym znajomym Hiszpanem i ruszyliśmy w dalszą przygodę.

Początkowo stanęliśmy przy drodze wyjazdowej niedaleko od mieszkania Marcusa. Było to jednak zbyt ścisłe centrum miasta, więc były bardzo małe szanse, żeby ktokolwiek się zatrzymał i nas podwiózł. Postanowiliśmy dostać się na obrzeża, w stronę południową Santiago. Około godziny 13 stanęliśmy przy szosie z naszymi tabliczkami Vigo i Porto, tak jak mam poradził Marcus. Nie mieliśmy dużego doświadczenia w łapaniu stopa, a już zwłaszcza za granicą. Sami nie wiedzieliśmy, co z tego wyjdzie ale do lotu mieliśmy jeszcze ponad dwa dni, więc bardzo nam się nie spieszyło, poza tym byliśmy ciekawi nowej przygody i nowych doświadczeń. W najgorszym wypadku mogliśmy przecież wrócić się do Marcusa do mieszkania i pojechać następnego dnia autobusem. Pogoda była bardzo ładna. Staliśmy przy wjeździe do motelu, więc lokalizacja wydawała się całkiem dobra. Po około godzinie zaczęliśmy już tracić nadzieję. Nikt się nie zatrzymywał. Niektórzy tylko pokazywali nam, że są stąd i nie mogą nas zabrać, inni dziwnie tylko na nas spoglądali. Gdy już zaczęliśmy obmyślać plan co tu robić, zamrugał z oddali i podjechał do nas czerwony Ford Focus z parą młodych osób w środku. Zza szyby piękna dziewczyna o południowej urodzie, mniej więcej w naszym wieku zapytała, czy chcemy zabrać się z nimi do Vigo. Uradowani bez chwili namysłu wsiedliśmy do środka. Mimo że nasi nowi znajomi nie znali dobrze angielskiego, a my hiszpańskiego ani włoskiego (Aleksandra była Włoszką) to całą drogę miło spędziliśmy na rozmowie. Dodatkowo gdy już przejeżdżaliśmy przez Vigo nasz kierowca opowiadał nam o bitwie w Zatoce Vigo, którą opisuje w swoje w książce Juliusz Verne!. Miasto było przepiękne! Bardzo nam się tam spodobało. Trzeba będzie koniecznie tam jeszcze kiedyś wrócić J. (Podobnie jak do książek Juliusza Verne!).

699

Ale póki co, podwiezieni do samego centrum podziękowaliśmy jeszcze raz, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na południe w stronę drogi wyjazdowej. Tu na szczęście była tylko jedna, prowadząca w stronę Portugalii. Po drodze zatrzymała nas na chodniku starsza siostra zakonna. Bardzo chciała z nami rozmawiać widząc nasze kartony z napisami Porto i Lisboa, niestety nic się nie rozumieliśmy. Poza wymienieniem kilku zdań o Polonii i Papieżu Polaku i kilku pojedynczych słówek, których się nauczyliśmy będąc na Camino, o niczym innym nie byliśmy w stanie powiedzieć. Uśmiechnęła się do nas serdecznie i pomachała nam na pożegnanie, jakby życząc powodzenia. Tym razem do łapania ‘stopa’ byliśmy już bardziej optymistycznie nastawieni. Trochę nas martwiło że nie mieliśmy przygotowanej tabliczki z żadną pośrednią miejscowością.

20161218_160654

Jednak gdy już zaczęliśmy kombinować i przerabiać te nasze napisy na inne, zatrzymał się młody chłopak w czarnym renault. Powiedział że może nas podwieźć do Porrino, czyli jakieś 10 km od Tui – pierwszego miasta w Hiszpanii zaraz przy granicy z Portugalią, w którym nocowaliśmy idąc do Santiago. Brzmiało super! Bez zastanowienia wsiedliśmy do środka. Okazało się że chłopak jest w naszym wieku, niestety po angielsku znał tylko pojedyncze słowa jednak przy pomocy Google translatora rozmawialiśmy z nim również miło. Chłopak chyba nas polubił, bo postanowił nas podwieźć jeszcze kilkanaście kilometrów, dużo dalej niż sam planował jechać!

Wysadził nas w pierwszym Portugalskim mieście, zaraz za granicą Hiszpańską. Tam już było albergue i mogliśmy być spokojni, że jesteśmy w Portugalii i w razie niepowodzenia mamy również nocleg w albergue. Znów przestawiliśmy zegarki w tył i teoretycznie mieliśmy jeszcze o godzinę więcej dnia! Słońce już pomału zachodziło ale postanowiliśmy jeszcze spróbować przemieścić się dalej. W końcu jak na pierwszy raz szło nam całkiem nieźle! Stanęliśmy w świetnym miejscu, bo na rozwidleniu dróg, przy jedynej drodze wyjazdowej w stronę Porto.

Zanim dobrze się rozlokowaliśmy na naszym miejscu z bagażami od razu zatrzymał się samochód. Mężczyzna w średnim wieku zaproponował, że podwiezie nas do oddalonego o kilka kilometrów od Porto miasteczka, do którego sam jedzie. To była świetna okazja. Nie mogliśmy nie skorzystać! Jeszcze tego samego dnia mogliśmy być w Porto! Podróż zapowiadała się dość długa ale upłynęła nam bardzo miło na rozmowie. Ponownie mimo słabej znajomości języka angielskiego naszego kierowcy, nie przeszkodziło nam to za bardzo. Rozmawialiśmy chyba o wszystkim. Zaczynając od piłki nożnej (oczywiście znane na całym świecie nazwisko Roberta Lewandowskiego), przez inne sporty, medycynę (wszelkie dolegliwości i choroby w rodzinie naszego kierowcy), sytuację młodych lekarzy w Polsce w stosunku do tych w Portugali, zarobki w naszych krajach, sytuację polityczną, aż po fotografię, podróże i wiele innych tematów. Poznaliśmy większość plusów podróżowania autostopem, w którym poza oszczędzeniem kilkudziesięciu euro(!), było oczywiście poznanie fantastycznych ludzi (bo tylko tacy byli skłonni nas podwieźć zupełnie za darmo.. tak po prostu J). I ponownie ku naszemu miłemu zaskoczeniu nasz nowy znajomy, nim się obejrzeliśmy powiózł nas na obrzeża Porto, mimo że dla niego było to dodatkowe kilka kilometrów. Serdecznie podziękowaliśmy naszemu nowego znajomemu i ruszyliśmy w stronę znanego nam już Albergue. Na miejscu okazało się że od naszego poprzedniego pobytu, nocowało tam zaledwie kilku pielgrzymów. Wpisaliśmy się więc do zeszytu kolejny raz kilka linijek niżej niż poprzednio. Trochę się obawialiśmy czy tak ‚wolno’. Ale nie było żadnego problemu. Dostaliśmy kluczyk do małego przytulnego domku, zrobiliśmy zakupy i poszliśmy odpocząć.

O dziwo byliśmy równie zmęczeniu jak po całym dniu marszu. Mimo że bardzo ciężki, to był naprawdę niesamowity dzień! Nie wierzyliśmy do końca że nam się uda złapać jakikolwiek samochód, a wszystko przebiegło lepiej niż moglibyśmy to zaplanować i wymarzyć. Zmęczeni po pełnym wrażeń dniu szybko usnęliśmy.. w końcu nazajutrz czekał nas jeszcze jeden pełny dzień wyjazdu.

 

Dodaj komentarz