Majówka w Tatrach Niżnych

Tatry Niżne są pasmem górskim położonym w Karpatach Zachodnich, na południe od Tatr Wysokich. Na ich terenie utworzono największy park narodowy Słowacji. Zaraz po Tatrach Wysokich są kolejnymi bardzo licznie uczęszczanymi górami przez turystów. Na ich obszarze znajduje się łącznie około 1000 km szlaków turystycznych, mimo to wciąż wiele miejsc pozostaje dzikich i niedostępnych. W górach znajdują się trzy schroniska górskie, jest wiele baz noclegowych, w zachodniej części sporo hoteli, a we wschodniej bezobsługowych schronów tzw. Utulni. Przez najwyższy wierzchołek Tatr Niżnych – Ďumbier (2043 m n.p.m.) biegnie fragment Europejskiego Szlaku długodystansowego E8 liczącego 4390 km, będący jednocześnie słowackim Szlakiem Bohaterów Słowackiego Powstania Narodowego mającym 750 km. Tą samą trasą prowadzi 90 kilometrowy czerwony szlak – jedna z najpopularniejszych tras – Główna Grań Tatry Niżnych. Pokonanie całego odcinka od Telgártu do Donovaly zajmuje przeciętnie turystom około 5 dni wędrówki, choć są oczywiście tacy, którzy pokonują trasę w znacznie krótszym czasie – rekordowo w kilkanaście godzin. Od dawna naszym marzeniem było przejście tego szlaku.

mapka TN

Tym razem nie mieliśmy wystarczająco dużo czasu, by zdążyć razem z dojazdem przejść tam i spowrotem całą grań. Mając do dyspozycji 4 dni wolnego zdecydowaliśmy się przejść jej fragment z miejscowości Vyšná Boca na wschód. Wybraliśmy tę mniej popularną część ze względu na możliwość noclegów w drewnianych chatkach – Utulniach, co już samo w sobie zapowiadało się świetną przygodą.

Tak naprawdę mieliśmy jeden cel – odpocząć gdzieś w górach, najlepiej z dala od tłumów, hałasu, na łonie natury, najlepiej w jakimś nieznanym dotąd miejscu. Dlatego właśnie padło na słowackie Tatry Niżne.

Spakowaliśmy plecaki, standardowe rzeczy, które zabieramy na wycieczki z nocowaniem ‘na dziko’, jedzenie, odpowiednią ilość wody oraz mapy i ruszyliśmy w drogę.

3 maja

W małej wiosce Vyšná Boca, z której prowadził niebieski szlak w kierunku głównej grani byliśmy koło godziny 13. Oprócz jednego parkingu niedaleko kościoła, nie było gdzie zostawić auta. Szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy w drogę.

IMG_1780o

Doszliśmy do rzeki i małego mostu, miejsca wypoczynkowego, które było na końcu asfaltowej drogi prowadzącej przez wieś. Szlak natomiast od samego początku wchodząc w lewo w las, piął się mocno w górę. Widać było, że jest rzadko uczęszczany. Las był gęsty, a ścieżka miejscami mało widoczna. Przez to, że dość szybko nabraliśmy wysokości, już po chwili ukazał nam się fragment Tatr Wysokich na horyzoncie.

Według znaku powinniśmy być na przełęczy, gdzie szlak ma się połączyć z czerwonym – głównym za ok 1:35 godz. Po około 30 min takiej drogi, prowadzącej jakby zboczem (w dole widzieliśmy cały czas asfaltową drogę, równoległą do naszego szlaku) wyszliśmy z gęstego lasu na szutrową, szeroką drogę. Trochę nas zdziwił fakt, że nie było żadnego drogowskazu i ktoś idąc w przeciwnym kierunku, nie wiedząc gdzie ma skręcić mógłby łatwo zgubić drogę. Stał tu jedynie mały kopczyk z usypanych kamieni, jednak bez strzałek, bez kolorowych znaczków. Zapamiętaliśmy to miejsce, żeby móc za kilka dni wracając tu dobrze skręcić.

Czytaliśmy, że w tym rejonie szlaki są słabo oznaczone i dobrze mieć ze sobą mimo wszystko GPS lub mapę. Mieliśmy nadzieję, że po dojściu do głównej grani będzie już lepiej. Maszerowaliśmy dalej szeroką drogą przez las. Coraz bardziej widać było zniszczenia, które spowodowała wichura z 2004 r. Wciąż jeszcze nieuprzątnięte powalone, połamane drzewa.

Teraz już drogą szło się dość pewnie. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do miejsca, w którym było skrzyżowanie. Dochodziła tu droga z lewej, nasza ścieżka prowadziła stromo w górę, a po prawej była rzeczka, niewielki mostek i coś jakby stara, drewniana wiata. Nie widzieliśmy nigdzie oznakowania szlaku i trochę nas to zastanawiało. Rzeka płynęła jakby z góry prowadząc w stronę grani doliną ale nie było tam widać żadnej ścieżki ani szlaku. Postanowiliśmy pójść dalej drogą i szukać szlaku. Jednak gdy po dalszych kilku minutach nie znaleźliśmy żadnego niebieskiego oznaczenia zawróciliśmy. Tym razem poszliśmy wzdłuż rzeki. Straciliśmy trochę czasu, ale tym razem po kolejnych 10 minutach marszu – często po prostu po kamieniach, środkiem strumyka – w końcu zobaczyliśmy znak niebieskiego paska, dość sprytnie ukryty. Prowadził już wyraźniej w górę, coraz bardziej odbijając od rzeki.

Kilka bardziej stromych podejść po miejscami zarośniętej ścieżce i w końcu dotarliśmy do grzbietu gór. Naszą uwagę zwróciło jeszcze więcej niż wcześniej połamanych drzew. Znaleźliśmy drogowskaz i odetchnęliśmy z ulgą, że trafiliśmy na właściwą drogę głównej grani Tatr Niżnych. Czas podany do miejsca z którego ruszaliśmy znacznie jednak odbiegał od tego rzeczywistego. Zrobiliśmy krótki postój po czym ruszyliśmy dalej.

Trasa prowadziła już grzbietem po dobrze oznaczonej ścieżce, z pięknymi widokami dookoła. Gdzie nie spojrzeć były góry! Widzieliśmy Tatry Wysokie od tej drugiej niż zwykle oglądamy strony, a także poszczególne szczyty Tatry Niżnych, między innymi najwyższy Ďumbier.

IMG_1812o

IMG_1813o

W końcu weszliśmy całkiem do lasu. Mimo, że ścieżka była wyraźnie wydeptana, to często trzeba było przechodzić przez powalone pnie drzew. W pewnym momencie błękitne niebo zaszło chmurami, które robiły się coraz bardziej szare. Słyszeliśmy też pojedyncze grzmoty i robiło się coraz bardziej ciemniej. Przyspieszyliśmy kroku i po kilkunastu minutach ujrzeliśmy w lesie drewnianą chatkę – Útulňa Ramža (1260 m n.p.m.). To do niej mieliśmy dotrzeć tego dnia. Udało się zdążyć przed burzą.

IMG_1821o

W środku były drewniane prycze, murowany piec, kilka półek, jakieś pozostałości jedzenia po innych turystach. Z okienka chatki zobaczyliśmy Tatry. Po deszczu nad unoszącą się mgłą widok był cudowny! Ugotowaliśmy ciepłą kolację i odpoczywaliśmy zbierając siły przed kolejnym dniem. Tego dnia byliśmy w chatce całkiem sami.

4 maja

W nocy leśne zwierzęta hałasowały biegając po dachu drewnianej chatki i budząc nas co chwilę. Byliśmy sami w środku lasu co chyba wyostrzało nasze zmysły i pobudzało wyobraźnię. Nad ranem natomiast obudził nas śpiew ptaków. Było bajecznie!

Zjedliśmy niespiesznie śniadanie, zebraliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę. Początkowo dość długi odcinek szliśmy przez przerzedzony las, trawersując kolejne wzniesienia. Często dla urozmaicenia musieliśmy pokonywać połamane drzewa, przechodząc czasem nad, a czasem pod ich zwalonymi pniami.

Po pewnym czasie doszliśmy na Havranią Polanę (1400 m n.p.m.), skąd rozciągała się  piękna panorama na Tatry Zachodnie.

IMG_1921o

Za polaną droga zaczęła piąć się w górę w kierunku szczytu Homolka, omijając jednak sam wierzchołek po południowym zboczu. Następnie szliśmy dalej przez polany, na których miejscami jeszcze leżał śnieg i wyłaniały się piękne krokusy. Pod stopami kilka razy przemknęły nam zygzakowate żmije.

Po około 3 godzinach od wyjścia z Ramzy dotarliśmy do skrzyżowania szlaków i tabliczki ‘Zadná hoľa’ (1620 m n.p.m.). Do tego miejsca można również dotrzeć zielonym szlakiem od strony południowej z miejscowości Polonka, lub żółtym od strony północnej.

Dalej szliśmy znów polanami, aż w końcu weszliśmy w gęstszy las. Przeszliśmy przez zalesiony szczyt Oravcovej (1544 m n.p.m.), a następnie zeszliśmy do przełęczy – Sedlo Oravcova. W tym miejscu do głównej grani Tatr Niżnych dołącza niebieski szlak od strony południowej. To była mniej więcej połowa trasy przewidziana na ten dzień.

Dalej idąc przez las w okolicach kolejnego szczytu – Kolesárová (1508 m n.p.m.) nagle zrobiło się ciemno, zebrały się chmury i w momencie zaczął padać deszcz. Ledwo zdążyliśmy ubrać peleryny i rozpadało się na dobre. Postanowiliśmy chwilę przeczekać i schroniliśmy się pod drzewami. Gdy największy deszcz odpuścił ruszyliśmy w dalszą drogę.

Szlak prowadził stromo w dół, do przełęczy Sedlo Priehyba (1190 m n.p.m.), gdzie przecięliśmy szeroką, leśną drogę i znów musieliśmy się wspiąć przez las, stromo pod górę na szczyt Veľká Vápenica (1691 m n.p.m.). Ten fragment był naprawdę męczący, zwłaszcza po ulewie. Deszcz ustąpił jeszcze przed przełęczą, ale w oddali widzieliśmy już kolejne ciemne burzowe chmury zbierające się tym razem nad Tatrami Wysokimi. Tuż przed kopułą szczytową Veľkiej Vápenicy wyszliśmy na otwarty teren. Poczuliśmy podmuchy coraz silniejszego wiatru, który przepychał chmury, a przez nie próbowały się przedrzeć ostatnie promienie słońca. Nie mogliśmy się oderwać od częstych postojów i robienia zdjęć, bo widoki były przepiękne. Musieliśmy przyspieszyć jednak kroku, bo do celu był jeszcze kawałek.

IMG_1972

Schodząc ze szczytu ponownie zaczął padać deszcz. Ponownie w pelerynach pędziliśmy prosto do Utulni Andrejcova po drodze przechodząc jeszcze przez Heľpianský vrch (1570 m n.p.m.). Do drewnianej chatki dotarliśmy przemoczeni i zmarznięci, ale zadowoleni. Ugotowaliśmy ciepłe jedzenie, i przebraliśmy mokre ubrania. Do późnego wieczora chatka zapełniła się wędrowcami głównie ze Słowacji, którzy po kolei rozkładając swoje śpiwory coraz ciaśniej, zapełnili podłogę na poddaszu schroniska.

IMG_1982

Wieczorem przejaśniło się i przez małe okienko zobaczyliśmy, że jest wspaniały widok na Tatry. Ubraliśmy mokre buty i wyszliśmy na zewnątrz oglądać widoki. Było pięknie! W końcu zmęczeni padliśmy spać. Mimo dość dużej ilości osób i przeróżnych odgłosów tej nocy usnęliśmy zmęczeni bez większych problemów.

5 maja

Wstaliśmy koło 6, mimo, że niektórym budziki dzwoniły od godziny 5. Zza okna widać było tylko mgły, a wychylając się ze śpiwora czuć było górski chłód. Gdy już się zebraliśmy i spakowaliśmy, wyszliśmy na zewnątrz, żeby wpatrując się w poranny widok na Tatry Wysokie przygotować gorącą kawę i owsiankę.

IMG_1995o

Przed chatką zbierało się coraz więcej osób. Po śniadaniu zrobiło się trochę cieplej. W końcu ruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami było drugie tyle do przejścia. Tego dnia pogoda była już dużo bardziej łaskawa. A widoki jeszcze cudowniejsze! Widać było znacznie więcej szczytów niż w poprzednich dniach.

IMG_2018o

Nie żałowaliśmy, że idziemy dzień po dniu tą samą trasą. Dzień wcześniej patrzyliśmy mając po lewej stronie głównie Tatry Zachodnie, a przed nami jeden z wyższych szczytów głównej grani Tatr Niżnych – Kralovą Holę (1946 m n.p.m.) – ostatni szczyt od strony wschodniej. W drodze powrotnej natomiast mieliśmy przed sobą  przez większą część trasy lekko zaśnieżony Dumbier (2043 m n.p.m.) i pozostałe szczyty zachodniego fragmentu Tatr Niżnych.

 

Do Ramzy dotarliśmy po południu. Tym razem bardziej obleganej przez turystów niż dwa dni temu. Wieczorem siedzieliśmy wspólnie przy rozpalonym ognisku, spędzając bardzo miło czas. Co chwilę dochodziły kolejne osoby.

Mimo, że spaliśmy drugi raz w tym samym miejscu było zupełnie inaczej. Tej nocy chatka była pełna ludzi tak jak my kochających góry! Była nawet para turystów z trzema dużymi, psami. Niektórzy spali też przed chatką w namiotach. Nie wiemy dokładnie ile było osób. Ciekawym doświadczeniem było to, że śpiąc dwa razy w tym samym miejscu mogliśmy poznać zupełnie dwa oblicza wędrowania po słowackich górach i nocowania w górskich chatkach.

6 maja

Rano po śniadaniu czekał nas jeszcze powrót do samochodu. Tym razem już bardzo szybko udało się przejść przez ten słabo oznaczony fragment i zejść na dół.

Mimo, że nie przeszliśmy całej trasy Głównej Grani Tatr Niżnych, a tylko jej mały fragment i to dwukrotnie byliśmy bardzo zadowoleni ze spędzonego w górach czasu! Kolejny raz przekonaliśmy się, że celem naszego wyjazdu była głównie droga, a nie samo miejsce, do którego miała nas zaprowadzić. Dodatkowo plusem jest to, że na pewno musimy jeszcze wrócić w Tatry Niżne!

Dodaj komentarz