Dzień 1. Fatima -> Tomar 32km

Noc była bardzo zimna. W albergue były koce do przykrycia, ale dobrze, że mieliśmy też swoje śpiwory. Umówiliśmy się w kuchni na ciepłą owsiankę i kawę. Po tak rozgrzewającym śniadaniu byliśmy gotowi do drogi. Z pakowaniem zeszło nam trochę dłużej niż myśleliśmy. Ruszyliśmy chwilę po godz. 8 w poszukiwaniu żółtych strzałek. Szukając pierwszej strzałki, trafiliśmy na sklep spożywczy, przed którym ustawione były butle gazowe. Obsługiwała nas pani, która bardzo chciała nam pomóc ale słabo znała angielski (a my jeszcze mniej portugalski :). Niestety butle, które sprzedawała nie pasowały do naszego palnika. Pani wytłumaczyła nam jednak, że niedaleko jest kawiarnia, obok której również sprzedają kartusze (była to niedziela więc tylko kawiarnia była czynna). Tam w kawiarni Pani nie potrafiła powiedzieć po angielsku ani słowa, ale udało nam się z nią dogadać i po chwili wyszliśmy uradowani z butlą. Za zakrętem ukazała nam się żółta strzałka z muszelką. Już po chwili oglądaliśmy panoramę Fatimy z oddali.

Początkowo droga prowadziła szutrową ścieżką. Po naszej prawej stronie mieliśmy wzniesienie, które przypominało nam kształtem Babią Górę. Przed nami natomiast były w oddali wiatraki, które wkrótce dogoniliśmy i minęliśmy.

Następnie szliśmy wioskami, które sprawiały wrażenie opustoszałych. Mijaliśmy pojedynczych starszych ludzi, którzy radośnie pozdrawiali nas ‚buen camino’.

Po pierwszym postoju i kanapkach z żółtym serem zaczęliśmy odczuwać ciężar na plecach i pod stopami.

Jednak to dopiero wtedy zaczął się trud tego odcinka. Droga prowadziła w górę w większości po pomarańczowo-czerwonej mokrej ziemi, która lepiła się do butów tak, że ważyły chyba 2 kg więcej. Następnie schodziliśmy w dół gęstymi krzakami. Momentami czuliśmy się jak w naszych polskich górach – w Beskidach. Ten odcinek był dość długi. Nie wyobrażaliśmy sobie jak można by było iść tędy w letnim upale lub w deszczu. Potem gdy zeszliśmy w dół i minęliśmy kilka wiosek szliśmy jeszcze kawałek lasem eukaliptusowym. Po pewnym czasie ukazał nam się Akwedukt Pegoez.

Oznaczało to, że jesteśmy już całkiem niedaleko Tomaru. Długo szliśmy wzdłuż starych ruin, aż ukazał nam się pięknie oświetlony zachodzącym słońcem klasztor Templariuszy Castelo Convento de Cristo w Tomarze. Byliśmy już na miejscu.

Teraz pozostawało nam znaleźć naszych Bombeiros. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do budynku Bombeiros Volontarius obstawionego czerwonymi wozami strażackimi. Nim zdążyliśmy się odezwać jeden ze strażaków od razu nas zapytał czy chcemy u nich nocować. Powiedział że nie mają dobrych warunków ale jeśli chcemy możemy zostać i zaprowadził nas na wielką salę ze sceną – jakby remizę strażacką. Wyglądało ekstra. Mieliśmy mnóstwo miejsca dla siebie, gorący prysznic, butlę gazową, ciepłe śpiwory, materace – nic nam więcej nie było potrzebne.

084

Udaliśmy się szybko do sklepu i zabraliśmy za gotowanie ciepłego posiłku. Po kolacji zmęczeni szybko wskoczyliśmy do śpiworów. Było zimno. Ale na szczęście nasze śpiwory były gotowe nawet na ujemne temperatury. Pierwszy dzień naszej wędrówki Camino de Santiago był bardzo wyczerpujący ale jednocześnie zaliczony do udanych. Pogoda jak na zamówienie. Oby tak dalej!

[AKTUALIZACJA]: według informacji ze strony:

http://www.vialusitana.org/caminho-portugues/albergues/ 

Strażacy w Tomar przestali udostępniać noclegi pielgrzymom. Pozostaje nocleg w hostelu.

1 comments

Dodaj komentarz