Dzień 14. Marinhas -> Viana do Castelo. 22 km

Wróciliśmy do naszego wczesnego wychodzenia z domu. Odnieśliśmy klucz do punktu medycznego i ruszyliśmy przed siebie.

Od rana mocno wiało, jednak początkowo droga prowadziła nas przez zabudowania, więc bardzo nam to nie przeszkadzało. Po naszej prawej stronie mijaliśmy wzniesienia, małe górki, na szczycie których były kapliczki, a po lewej widzieliśmy ocean.

W miejscowości Belinho kawiarnie i sklepy reklamowały się, że można u nich dostać carimbo (pieczątkę), więc podbiliśmy tam nasze paszporty. W końcu minęliśmy zabudowania i weszliśmy do lasu eukaliptusowego i tak idąc dłuższą chwilę dotarliśmy do rzeczki. Ścieżka wzdłuż rzeki była kamienista, prowadziła w górę i w dół. Taką trasą jeszcze nie szliśmy na naszym Camino. Bardzo nam się podobała taka miła odmiana.

Po wyjściu z pomiędzy pagórków szlak Camino prowadził w prawo, odbijając dalej od Oceanu w głąb lądu i prowadząc przez las i kolejne wioski. My jednak postanowiliśmy skręcić w lewo, w stronę wody i iść wzdłuż brzegu. Mijając Castelo do Neiva dotarliśmy na plażę. Tam za stacją rybacką pod wydmami zrobiliśmy przerwę na jedzenie i odpoczynek. Po chwili niebo się rozchmurzyło i wyszło nawet słońce. Było fantastycznie.

Na horyzoncie przy brzegu widzieliśmy już nasz dzisiejszy cel. Nie było tu drewnianej ścieżki i ten odcinek musieliśmy pokonać plażą. Po piasku szło się znacznie wolniej niż drogą ale i tak cieszyliśmy się, że wybraliśmy tę trasę. Po drodze mijaliśmy wędkarzy.

Przed ostatnim zajściem z plaży pożegnaliśmy się na dziś z oceanem, wytrzepaliśmy porządnie buty i skarpetki z piachu i ruszyliśmy wzdłuż rzeki Rio Lima. Już z oddali widzieliśmy wzgórze z zamkiem Citania de Santa Luiza.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do długiego mostu, który zaprowadził nas na drugą stronę do naszego Albergue w Viana do Castelo.

Drzwi w przykościelnym budynku otwarł nam miły 84. letni pan Joan Batista. Zarejestrował nas, podbił paszporty i zaprowadził do Albergue znajdującego się na tyłach kościoła w seminarium. Po drodze pokazał nam mapkę miasta z najważniejszymi rzeczami do zobaczenia, kościół od środka, miejscową piekarnię, kawiarnię oraz sklep. W środku opowiadał nam jeszcze o tym, co gdzie się znajduje i o poprzednich pielgrzymach (rozmawialiśmy dłuższą chwilę mimo braku znajomości języka portugalskiego). Na koniec nawet zadzwonił do znajomego, który zna angielski żeby nas zapytać czy wszystko wiemy i o coś chcemy jeszcze zapytać. Gdy już zostaliśmy sami, rozlokowaliśmy się i poszliśmy do pobliskiego sklepu Pingo Doce. Następnego dnia czekała nas długa droga do przejścia, więc po zakupach udaliśmy się na wieczorną, niedzielną mszę świętą. Kościół był pełen ludzi. Schola śpiewała przy dźwiękach gitary i fletu poprzecznego. Po mszy wszyscy się ze sobą witali i długo rozmawiali a do nas się uśmiechali i pozdrawiali serdecznie. Po powrocie do Albergue zjedliśmy michę ryżu z kurkumą i cukinią gotowane w mikrofali z kurczakiem i padnięci usnęliśmy.

1 comments

  1. Tutaj nie trafiłem do albergi 😦 Miałem adres – ale tylko ulicę. Złapałem za mostem strzałkę i poszedłem jak przecinak przez miasto. Policjant mnie pokierował i o 16:00 byłem na miejscu.

    Polubienie

Dodaj komentarz