Dzień 17. Tui -> Redondela. 31,5km.

Po Hiszpańskiej zmianie czasu, wróciliśmy do polskiego, co oznaczało że trzeba było wstać o godzinę wcześniej. Dodatkowo w tym Albergue były takie zasady, że trzeba je opuścić przed 8 (co w tej części Hiszpanii oznaczało wyjście przed wschodem słońca). Nasz budzik w pokoju zadzwonił pierwszy. Ale nim się zebraliśmy niektórzy pielgrzymi już zaczęli się pakować. My na spokojnie poszliśmy do kuchni zjeść owsiankę (dzisiaj w wersji bez muesli, bo nie znaleźliśmy go w sklepie, za to z bananem i marmoladą, smakowała całkiem nieźle) Oprócz nas nikt nie gotował nawet wody na kawę, niektórzy wyszli nawet bez śniadania. Z Albergue był piękny widok na wieżę katedry, która przed świtem wyglądała niezwykle!

Wyszliśmy jako ostatni ale tak naprawdę nigdzie nam się nie spieszyło. Polubiliśmy te nasze ranne owsianki. Po drodze spotkaliśmy naszego hospitaliera, który siedział w jednej z kawiarni. Bardzo dużo ich tutaj reklamowało się, że zapraszają pielgrzymów na śniadanie, lunch, kolację.. my jednak poszliśmy dalej. Po wyjściu z miasteczka szlak prowadził nas przez malowniczy las.

W tej części Camino oznakowania szlaku miały napisaną odległość jaka została do pokonania. Minęliśmy po drodze dwóch pielgrzymów idących prawdopodobnie w kierunku Fatimy, a w oddali widzieliśmy naszego znajomego Hiszpana z Albergue – Angelo. Lasem szło się bardzo dobrze. Mimo ciężkich plecaków (wcześniej zrobiliśmy razu zakupy od razu na cały dzień) szliśmy dość szybkim tempem. Po chwili szlak się rozwidlał. Jeden prowadził tradycyjną drogą do następnej miejscowości przez teren industrialny, a drugi o 2km dłuższy przez miasteczko. My chcieliśmy dziś przejść dość długi odcinek, więc wybraliśmy te krótsza opcję przez fabryki. Na tym rozwidleniu spotkaliśmy naszego znajomego Angelo, którego widzieliśmy wcześniej z oddali. Wytumaczył nam jeszcze raz obie trasy i powiedział, że on planuje iść dziś tylko połowę naszej długości w związku z tym teraz idzie tą dłuższą, ładniejszą alternatywną drogą. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy przed siebie. Droga faktycznie nie była zbyt ciekawa, natomiast mieliśmy dobre tempo, więc szybko przeszliśmy ten kawałek.

Przy wejściu do miasta minęliśmy tabliczkę, która informowała nas, że do Santiago zostało już tylko 99km! To wydawało się już bardzo blisko.

W pobliskim parku zrobiliśmy przerwę na bagietkę, (która po trzymaniu jej w plecaku przypomniała bardziej długiego naleśnika ale i tak była pyszna;)) Po wyjściu z miasta spotkaliśmy dwoje pielgrzymów, którzy zmierzali do tego samego miejsca co my. Następnie musieliśmy przejść obok autostrady ale szybko droga poprowadziła nas do małych miasteczek i wiosek. Przypomnieliśmy sobie po tych kilku dniach trasy na poziomie morza, co to znaczy iść z plecakiem pod górę.

Za to widoki w koło rekompensowały zmęczenie i trud. Podziwialiśmy góry w oddali i duże przestrzenie. Pogoda była idealna. Grzało nas słońce ale nie za mocno. W miejscowości Mos zajrzeliśmy do kawiarni w której dostaliśmy pieczątki.

Idąc dalej takimi dróżkami dotarliśmy do miejsca opisanego na mapce jako ‚miejsce na piknik’. Byliśmy już trochę zmęczeni więc odpoczęliśmy chwilę przy kamiennych stolikach koło kapliczki.

Do celu zostało już tylko kilka kilometrów. Tym razem szlak prowadził mocno z górki. W oddali widzieliśmy już zatokę, przy której leżało miasto Redondela. Gdy dotarliśmy na miejsce w środku było już 5 pielgrzymów. Albergue było spore, z dwiema salami do spania i przestronnym miejscem do odpoczynku. Wykąpaliśmy się szybko zjedliśmy makaron z tuńczykiem i odpoczywaliśmy przed dalszą drogą. Wieczorem dłuższą chwilę siedzieliśmy w kuchni z Marcusem – Hiszpanem, którego spotkaliśmy dzień wcześniej w Tui. Próbowaliśmy tradycyjnej hiszpańskiej kiełbasy i długo rozmawialiśmy.

Dodaj komentarz