Dzień 18. Redondela -> Pontevedra. 19 km

Od rana dziś padało. Nie mogliśmy jednak narzekać, bo prognozy i tak się poprawiły. Optymistycznie zapowiadały, że od południa pogoda ma się poprawić, mimo że kilka dni wcześniej czytaliśmy, że cały dzień będzie silny deszcz. Po śniadaniu ubraliśmy się w kurtki i ruszyliśmy za strzałkami.

Faktycznie, deszcz raczej siąpił niż padał ale kurtki i ochraniacze na plecaki były niezbędne.

Droga po wyjściu z miasteczka prowadziła pod górę. Widzieliśmy góry, nad którymi przesuwały się niskie chmury i tęczę. Mimo deszczu szło się całkiem dobrze. Szliśmy na przemian, lasami o jesiennych kolorach i wąskimi uliczkami miasteczek.

Gdy całkiem przestało padać, zrobiło się dość ciepło. Dalej szlak poprowadził nas stromo z górki. W oddali w dole widzieliśmy zatokę przy miasteczku Arcade, przez które mieliśmy przechodzić. W centrum znajdowało się Albergue, więc poszliśmy tam, żeby podbić nasze paszporty. Otworzył nam miły starszy pan, który oprócz pieczątek dał nam jeszcze dwie duże pomarańcze z ogrodu. Gdy dotarliśmy w okolicę zatoki, musieliśmy zejść ze szlaku, żeby wstąpić do sklepu. Ludzie po drodze wymachiwali do nas i krzyczeli za nami pokazując, że Santiago jest w innym kierunku. Gdy już znaleźliśmy sklep, kupiliśmy świeże bagietki, czekoladę, banany i jogurt. Chcieliśmy pójść na chwilę nad wodę, żeby je zjeść ale jak gdy mieliśmy wychodzić, zaczęło znów padać. Nasz dzisiejszy postój zrobiliśmy więc w sklepie. Jedliśmy chrupiącą jeszcze ciepłą bagietkę z czekoladą, popijając jogurtem.

Gdy tylko się przejaśniło, ruszyliśmy w dalszą drogę. Wąskie uliczki znów prowadziły pod górę. Tam znów znaleźliśmy pełno leżących na ziemi pomarańczy, poczęstowaliśmy się kilkoma. Następnie droga prowadziła przez las.

Szło się bardzo przyjemnie, zwłaszcza że dzisiejsza trasa w porównaniu do poprzednich była wypoczynkowym spacerem. Po wyjściu z lasu, dotarliśmy do bardzo ładnej kapliczki Santa Marta. Nie musieliśmy się spieszyć, więc weszliśmy na chwilę do środka. Już mieliśmy iść dalej, gdy nadciągnęła znów kolejna czarna chmura. Dobrze że i tym raz mieliśmy się gdzie schronić. Dokończyliśmy naszą bagietkę i znów wyszło słońce.

Do celu zostało już zaledwie kilka kilometrów prostą szosą. Albergue znajdowało się na górce koło torów kolejowych przed samym miastem Pontevedra.

Dotarliśmy tam dziś dość wcześnie. Koło 15 już byliśmy na miejscu. Tym razem byliśmy trzeci na liście. Przed nami był już wpisany Marcus i drugi pielgrzym którego już poznaliśmy we wcześniejszym Albergue. Po nas doszło jeszcze dwoje pielgrzymów z Niemiec, których dziś mijaliśmy po drodze.

Odpoczęliśmy chwilę, uzupełniliśmy notatki, wydatki, kilometry i ruszyliśmy do miasta na wieczorną mszę świętą oraz do sklepu. W Hiszpanii wszystko jest dużo droższe niż w Portugalii. Gdy wróciliśmy do Albergue okazało się, że nasi znajomi pielgrzymi z Berlina zostawili dla nas kurczaka z ryżem. Tak dużo ugotowali, że nie dali rady zjeść. Dodaliśmy do tego ciecierzycę i musimy przyznać, że było pyszne. W Albergue znajdowała się duża przytulna świetlica, gdzie spędziliśmy miły wieczór.

Dodaj komentarz