Rusinowa Polana i Wiktorówki

To była niedziela i zdawaliśmy sobie sprawę, że przy pięknej pogodzie w majowy weekend, w tak popularnym miejscu jak Rusinowa Polana będzie dużo turystów. Mimo to zdecydowaliśmy się tam wybrać i móc również uczestniczyć w niedzielnej mszy świętej w samym sercu Tatr, na Wiktorówkach.

Chcieliśmy pójść dobrze nam znaną, a jednocześnie najkrótszą drogą, z parkingu na Zazadniej, doliną Filipka, niebieskim szlakiem. Niestety tak jak się obawialiśmy, nie było tam już wolnych miejsc parkingowych. Z tego powodu pojechaliśmy w pobliże wejścia na szlak z Wierchu Poroniec. Znajduje się tam kilka parkingów, pierwszy bezpośrednio przy szlaku, drugi kilkaset metrów dalej, kolejny jeszcze dalej. Po znalezieniu miejsca wypakowaliśmy się z samochodu i ruszyliśmy zielonym szlakiem.

Trasa prowadziła dość szeroką ubitą, miejscami kamienistą ścieżką, głównie przez las, łagodnie wznosząc się w górę, bez większych trudności. Potwierdza to fakt, że tę drogę licznie wybierają turyści z małymi dziećmi w wózkach. Co prawda nie jest to spacer alejkami w parku i wymaga sporo trudu pchania po nierównościach, ale jak sami widzieliśmy – da się. My mimo wszystko wybraliśmy nasze sprawdzone sposoby noszenia dzieci – chustę oraz nosidło turystyczne. Spacer z dodatkowym obciążeniem, (które trzeba zabawiać ;)) już sam w sobie był znacznie trudniejszy od chodzenia po Tatrach z jakim wcześniej mieliśmy doświadczenie, mimo to wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością, aż będziemy mogli wybrać się z naszymi maluchami na tatrzańskie ścieżki. Przy naszej poprzedniej wizycie w Tatrach ubiegłego lata (wpis tutaj), kiedy tylko trochę zasmakowaliśmy tatrzańskich wędrówek z dzieckiem, nabraliśmy ochoty na więcej, obiecując sobie, że wrócimy jak tylko będzie to możliwe.

Po niecałej godzinie marszu, gdy naszym oczom ukazały się wspaniałe panoramy niemal całych Tatr Wysokich i Bielskich oraz rozległa polana, która dodatkowo o tej porze roku miała soczyście zielony kolor, cały trud przestał mieć znaczenie.

Byliśmy na miejscu, poczuliśmy tę dobrze nam znaną radość bycia otoczonym przez potężne góry. Ławeczki i stoliki były zajęte, ale nam to nie przeszkadzało, bo usiedliśmy na kocyku, tak by wszyscy mogli wygodnie odpocząć i rozprostować się, a niektórzy poeksplorować nowe tereny całym sobą.

Po zjedzeniu drugiego śniadania, które w takim miejscu smakuje znacznie lepiej niż gdziekolwiek indziej i po krótkim odpoczynku spakowaliśmy się i poszliśmy dalej niebieskim szlakiem w kierunku parkingu na Zazadniej. Po kilku minutach drogi w dół, po dość stromych stopniach, dotarliśmy do sanktuarium na Wiktorówkach.

Ludzi, którzy przyszli na mszę o godz. 13 było dość dużo, ale spokojnie znaleźliśmy miejsca siedzące przy wejściu do kościoła. Tego dnia było święto pszczelarzy, więc dodatkowo mieliśmy okazję brać udział w tej uroczystości.

Po mszy zostaliśmy jeszcze chwilę w tym szczególnym miejscu, by później powrócić na Rusinową Polanę. Wczesnym popołudniem było tam już zdecydowanie mniej osób niż rano. Tym razem już nie rozkładaliśmy się na trawie. Kupiliśmy w pobliskiej bacówce po oscypku, żeby zapamiętać smak tej wycieczki (Kuba był zachwycony!).

Następnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Szło się przyjemnie i szybko (oczywiście nie licząc tych fragmentów pokonywanych na małych nóżkach, kiedy to trzeba podnieść i obejrzeć dokładnie każdy kamyczek leżący na drodze ;)). 

Mimo krótkiej trasy, po powrocie do naszego pokoju byliśmy naprawdę zmęczeni! Ale co najważniejsze dzieci były przewietrzone górskim powietrzem, wyspane i zadowolone! Trasa na Rusinową Polanę jest naszym zdaniem jedną z najlepszych na początek tatrzańskiej przygody z dziećmi. Jest krótka, łatwa do pokonania, nawet na własnych nóżkach, a na miejscu czekają w nagrodę zachwycające widoki.

1 comments

Dodaj komentarz