Rumunia. Wąwóz Bicaz, Lacul Roșu

Po trzech wspaniałych i pełnych wrażeń dniach spędzonych w Górach Rodniańskich (opis naszych przygód w 2 częściach: tutaj i tutaj) ruszyliśmy w dalszą podróż po Rumunii. Deszcz pogonił nas na południowy-wschód. Naszym celem był Wąwóz Bicaz. Jedna z bardziej popularnych atrakcji turystycznych, znajdująca się w Górach Hasmas. Ta około 8 km trasa, wzdłuż której wznosiły się 300 metrowe ściany skalne, jest położona na pograniczu Rumuńskiej Mołdawii i Siedmiogrodu, wzdłuż drogi 12C między Gheorgheni, a Bicaz.

Po opuszczeniu Gór Rodniańskich jechaliśmy dalej serpentynami, pomiędzy górami, które parując po deszczu wyglądały przepięknie. Niestety szosa była w remoncie i co chwilę musieliśmy zatrzymywać się na światłach ruchu wahadłowego lub jechać po wysypanych kamieniami fragmentach drogi. Ale dzięki temu mogliśmy dłużej podziwiać piękne widoki. Mijaliśmy przechadzające się dziko konie, psy, pasące się owce. Co kawałek zatrzymywaliśmy się, by zrobić zdjęcie lub po prostu nacieszyć oczy.

01. podróż ku przygodzie

Pod wieczór dotarliśmy do celu. Mimo, że zapadał zmrok, już sam przejazd drogą przez dno Kanionu i wzdłuż rzeki Bicaz były fantastycznym przeżyciem. Bardzo bliska odległość od tych potężnych ścian skalnych dodatkowo podkreślała ich ogrom.

02. wieczorny Wąwóz Bicaz

Oprócz samej drogi przez dół kanionu w okolicy znajduje się kilka szlaków turystycznych do pieszych wycieczek. To miejsce jest również bardzo popularne wśród wspinaczy. Liczne drogi na górę przyciągają miłośników tego sportu. Jak to przy tego typu atrakcjach turystycznych na poboczach znajdowały się liczne budki z pamiątkami, jedzeniem i sklepiki.

Zbliżał się wieczór, więc zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Wzdłuż trasy było mnóstwo hotelików i pensjonatów. My jednak pojechaliśmy kawałek dalej nad Lacul Rosu – Czerwone Jezioro powstałe po zawaleniu się zbocza w wyniku trzęsienia ziemi w 1838 r. Tam po zjechaniu z głównej drogi znaleźliśmy idealne miejsce na nocleg, z widokiem na jezioro i na potężne skały. Tej nocy niebo było przepiękne, gwieździste! My zmęczeni po kilku dniach w górach zasnęliśmy od razu.

05. poranny widok na Suhardul Mic

Rano, po przebudzeniu, pierwsze co zobaczyliśmy, to pięknie oświetloną, potężną skałę górującą ponad mgłą unoszącą się nad taflą jeziora. Po niespiesznie zjedzonym śniadaniu z takim widokiem, podjechaliśmy nieco bliżej miejsca skąd mieliśmy zamiar wyruszyć na pieszą wycieczkę. Zostawiliśmy samochód na parkingu obok nieczynnego parku linowego i ruszyliśmy w drogę by zdobyć szczyt Vârful Suhardul Mic, który to podziwialiśmy cały ranek. Oznakowana niebieskimi trójkątami ścieżka zaczynała się tuż obok Hotelu Turistica.

Tablice przedstawiające trasy wspinaczkowe sugerowały, że to tutaj znajdują się także popularne drogi skalne. Szlak pieszy początkowo prowadził albo szutrową drogą zakosami, albo bardziej stromą przez las. My ze względu na zmieniające się prognozy i możliwe burze wybraliśmy tę krótszą. W miejscu gdzie obie ścieżki łączyły się, wg przewodnika “Rumunia Mozaika w żywych kolorach wydawnictwa Bezdroża miało znajdować się schronisko Suhard, którego nam nie udało się zobaczyć, a były tam jedynie fragmenty jakby fundamentów (może ktoś z naszych czytelników wie coś więcej na ten temat i podzieli się z nami informacją w komentarzu?).

08. szlak na Suhardul Mic

Dalej szlak prowadził do góry obok wysokich skalistych ścian naszego celu by po pewnym czasie wprowadzić nas w gęsty las. Już wtedy chmury na niebie zdawały się coraz cięższe i przypominały nam, że pozostało niewiele czasu by zdążyć przejść całą trasę – łącznie z powrotną – w dobrych warunkach pogodowych. Niedługo potem, po pokonaniu bardziej stromego podejścia, droga zakręciła mocno w prawo i po kolejnych kilkunastu minutach wprowadziła nas na 1345 metrowy (n.p.m.) szczyt.

13. widok ze szczytu Suhardul Mic

 

18. na szczycie Suhardul Mic

Z góry rozpościerał się piękny widok na całą okolicę Lacul Roșu (w tym także miejsce naszego noclegu). Chcieliśmy pozostać tam dłużej lub nawet kontynuować wędrówkę, ale warunki zwiastowały nadchodzącą burzę. Musieliśmy szybko ruszyć w dół. 

Wkrótce zaczęło grzmieć a po ok 20 minutach spadł deszcz. Na szczęście udało nam się po drodze, w drzewach znaleźć niewielką drewnianą chatkę. Okazało się, że była otwarta. Weszliśmy do środka, by się schronić. We wnętrzu znajdował się stary silnik, jakby do funkcjonującego tu w przeszłości wyciągu towarowego, a przynajmniej tak nam się wydawało.

Z nadzieją, że deszcz niedługo ustąpi, postanowiliśmy przeczekać w tamtym miejscu chwilę i przygotowaliśmy w tym czasie kisiel. Opłaciło się, bo opady nie trwały długo. Ponownie wyszło słońce, a nam udało się zejść suchymi do samochodu.

30. przejazd przez Wąwóz Bicaz

Na koniec przygody z tym miejscem przejechaliśmy jeszcze raz trasę przez Wąwóz Bicaz, którą pokonywaliśmy dzień wcześniej już po zmroku, a następnie ruszyliśmy w dalszą trasę.

 

Po drodze w miasteczku kupiliśmy rumuński chleb – taki prawdziwy, ciężki, zbity, o przepysznym smaku!

36. dalsza droga

Podczas krótkiego postoju na dobre wyszło słońce. Nasza wyprawa po Rumunii tak właśnie miała wyglądać – w stronę słońca.

A naszym kolejnym celem była dość nietypowa i lekko tajemnicza atrakcja – największe w Europie wulkany błotne (relacja z tego miejsca już wkrótce).

 

Dodaj komentarz