Dzień 13. Povoa de Varzim -> Marinhas. 25 km

Zauważyliśmy że im wygodniejsze mamy warunki noclegowe, tym ciężej nam się rano zebrać. Dziś też nie spieszyliśmy się tak bardzo, bo czekała nas dużo krótsza droga do przejścia.

Koło 9 ruszyliśmy w stronę oceanu i dalej wzdłuż wybrzeża. Po drodze spotkaliśmy kościelnego na rowerze. Podziękowaliśmy jeszcze raz, pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy w swoją stronę. Od rana świeciło słońce ale za to wiał dziś chłodny wiatr. Mimo to, szło się bardzo przyjemnie. Droga prowadziła tak jak wczoraj, zbudowaną z drewna ścieżką. Na niej mijaliśmy biegaczy, spacerowiczów i rowerzystów, którzy pozdrawiali nas radośnie ‚Buen Camino’.

Przed wejściem do miasteczka Apulia, postanowiliśmy zejść na plażę i nacieszyć się chwilą słodkiego lenistwa. Zjedliśmy bułki z serkiem (tym który dostaliśmy jeszcze od sióstr) i leżelismy chwilę na piasku wygrzewając się w słońcu. Czuliśmy się jak na wakacjach. Wiało prawie tak jak nad naszym polskim Bałtykiem. Na plaży byliśmy sami, tylko gdzieniegdzie wędkarze łowili ryby, czasem ktoś spacerował. Istny raj!

Nie mogliśmy jednak zapomnieć, że czeka nas dalsza droga. Tym razem szlak odbijał od oceanu w głąb lądu. Szliśmy dalej między ogromnymi plantacjami warzyw oraz lasem. W końcu minęliśmy miasteczko Fao. Tam dostaliśmy pieczątki w pobliskim barze Sport Bar. Przemiły właściciel zaprosił nas do środka, podbił paszporty, dał nam na pamiątkę kamyki które maluje razem z żoną specjalnie dla pielgrzymów.

Przeszliśmy długi most na rzece Rio Cavado, minęliśmy kolejne świąteczne miasteczko Esposende i byliśmy już prawie na miejscu.

Po drodze robiliśmy zakupy i zdecydowaliśmy, że odbijemy jeszcze na plażę zobaczyć zachód słońca.

Gdy tylko zaszło od razu zrobiło się dość zimno. Ruszyliśmy więc do naszego Alberge w Marinhas. Okazało się, że tym razem klucz do budynku znajdował się w pobliskim medycznym punkcie. Tam poczekaliśmy chwilę aż Pani obsłuży kilku pacjentów, zarejestruje nas i dostaliśmy nasz klucz do Albergue. Budynek był duży, również mieścił spory salon i kuchnię oraz ogromną salę z łóżkami piętrowymi. Prysznice znajdowały się na dole budynku i trzeba było iść przez podwórko osobnym wejściem żeby się wykąpać ale na szczęście w Portugalii noce nie są bardzo zimne i jakoś daliśmy radę. Po ugotowaniu ryżu w mikrofalówce mogliśmy spokojnie odpocząć na dużej kanapie w salonie słuchając radia.

4 comments

  1. Szedłem tą trasą pod koniec kwietnia. Byłem również w Marinhas. W świetlicy stał taki stary PC-et. Gdzie tylko można wpisywałem się do książki.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz