Łysica . Góry Świętokrzyskie. Drugie podejście.

Najniższa z całej Korony Gór Polski, a jednocześnie najwyższa w Górach Świętokrzyskich to licząca według najnowszych doniesień (szczegóły poniżej) 614 m n.p.m. Łysica. Mogłoby się wydawać, że wejście na szczyt i dopisanie jej do listy korony to tylko formalność ale dla nas okazała się wyjątkowo mało łaskawa…

Nasze pierwsze nieudane (!) podejście do zdobycia tej góry, miało miejsce na samym początku naszej wspólnej górskiej drogi. W majową niedzielę jak żółtodzioby, bez dokładnego planu i w dodatku bez samochodu, pojechaliśmy z mapą w kieszeni, pociągiem z Krakowa do Kielc, a stamtąd busem do miejscowości Nowa Słupia. Jadąc tak daleko, chcieliśmy spędzić jak najwięcej czasu na leśnych szlakach. Z tego powodu wybraliśmy najdłuższą i wydawało się, że najciekawszą z trzech możliwych tras. Planowaliśmy pójść z Nowej Słupi niebieskim szlakiem na Łysą Górę, gdzie znajduje się klasztor św. Krzyża i dalej czerwonym na szczyt. Według oznaczeń ta trasa miała nam zająć ok 5,5-6,5 godziny.

Z powrotem mieliśmy zejść do miejscowości św. Katarzyna, tym razem już krótką trasą (ok. 40 min – 1 godz) i stamtąd dostać się w jakiś sposób do Kielc i dalej do Krakowa. Czas mieliśmy ograniczony, bo musieliśmy zdążyć na ostatni pociąg. Patrząc dzisiaj z perspektywy czasu wiemy, że był to szalony pomysł. Nie biegamy po górach, a tereny Gór Świętokrzyskich były nam całkiem obce. Na pewno przy dobrym tempie marszu i małej ilości postojów byłoby to oczywiście wykonalne. My natomiast nie wzięliśmy pod uwagę dodatkowych, nieplanowanych okoliczności..

Po ok. 1,5 godzinnym marszu przez las dotarliśmy do wzgórza z wielką bramą. Po jej przekroczeniu zobaczyliśmy klasztor. Na miejscu okazało się że akurat trafiliśmy na Dni Ziemi Świętokrzyskiej i uroczystości w św. Krzyżu. Zostaliśmy na plenerowej mszy świętej i chwilę pokręciliśmy się wśród tamtejszych straganów i stoisk z pysznie wyglądającymi regionalnymi przysmakami. Atmosfera tego miejsca sprawiała, że naprawdę można było stracić poczucie czasu. Ale nie mogliśmy się tak całkiem dać zatracić, bo przed nami wciąż zapowiadała się daleka droga. Próbując nadrobić szybszym już krokiem ruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku naszego celu.

Początkowo szliśmy dość dobrze oznaczoną leśną ścieżką, następnie po wyjściu z lasu maszerowaliśmy w przyjemnym majowym słońcu między polami. Po przejściu przez otwarty odcinek skierowaliśmy się znów w stronę lasu i dalej mieliśmy iść wzdłuż linii drzew.

Tutaj jednak szlak nie był już tak dobrze oznaczony. Po dłuższej chwili takiej wędrówki (gdy zgodnie z zapowiadanym na drogowskazie czasie powinniśmy być na miejscu) wydawało nam się, że droga skręciła już do lasu w stronę przełęczy św. Mikołaja. Ruszyliśmy więc też w górę, w głąb lasu początkowo wyraźną ścieżką, która następnie zwężała się i w pewnym momencie po prostu zniknęła między coraz gęstszymi zaroślami! Szukaliśmy naszych oznaczeń błądząc tak po nieznanym nam lesie. Zasięg
w telefonach był zerowy, a my zagubieni gdzieś pośród niczego (wtedy jeszcze nie wpadliśmy na pomysł, żeby mieć w telefonie wgraną mapę offline). Gdy do nas dotarło, że zgubiliśmy szlak i niepotrzebnie skręcaliśmy w górę, minęło dobrych kilka godzin. Udało nam się wyjść w końcu z lasu ale na kontynuowanie marszu na Łysicę było już zbyt późno. Może nawet udałoby nam się tego dnia zdobyć szczyt ale nie dotarlibyśmy na czas z powrotem. Trzeba było szybko wymyślić nowy plan tak, żeby zdążyć na pociąg do Kielc!

Odbiliśmy od lasu na południe i dotarliśmy już drogą do miejscowości Bieliny, gdzie ‘fartem’(!) udało nam się złapać busa do Kielc. Na pocieszenie podczas wędrówki odprowadziło nas jeszcze przepięknie zachodzące słońce. Zdążyliśmy na czas. Udało się. Mimo tej zdawałoby się nieudanej wycieczki wracaliśmy bardzo zadowoleni.

Tym razem nie zdobyliśmy szczytu i teraz trochę się śmiejemy sami z siebie. Ale niewątpliwie był to ten z wyjazdów, w którym ważniejsza była sama droga niż cel. Plusem było też oczywiście to, że musieliśmy tam jeszcze wrócić.

mapa swiet
Po nowych pomiarach z 2018r. dwuwierzchołkowa Łysica z wierzchołkiem zachodnim uznawanym wcześniej za najwyższy ma aktualnie 614 m n.p.m i jest to wysokość wierzchołka wschodniego zwanego Skałą Agaty (na mapie jeszcze stare oznaczenie).
Serwis mapa-turystyczna.pl

04.01.2019 r.

Trochę zwlekaliśmy z tym powrotem w Góry Świętokrzyskie i dokończeniem zdobywania Łysicy, ale w końcu nadarzyła się okazja. Tym razem chcieliśmy się koniecznie wybrać w góry, ale ze względu na panujące bardzo trudne warunki w wyższych górach oraz w związku z tym, że była to pierwsza górska wędrówka po długiej przerwie związanej z kontuzją, Łysica wydawała się idealna jako cel. Mimo że jechaliśmy autem, a nie pociągiem, to nie stawialiśmy sobie aż tak ambitnych planów na 6. godzinną wędrówkę w jedną stronę. Dotarliśmy do św. Katarzyny, skąd prowadził najkrótszy i najbardziej popularny szlak na najwyższą górę w tym paśmie. W środku tygodnia, na parkingach i na drogach w okolicy było zupełnie pusto. Zaparkowaliśmy na pobliskim Parkingu zaraz przy klasztorze, obok jedynego tutaj samochodu.

Do wejścia na teren Parku Narodowego prowadzi krótka droga wzdłuż płotu klasztoru. Tego dnia była bardzo oblodzona. Trochę się baliśmy jak będzie na szlaku ale przecież nie mogliśmy się tym razem tak łatwo poddać. 😉 Przy wejściu do Parku można było pójść tak jak my, czerwonym szlakiem w prawo na Łysicę, albo dalej prosto niebieskim na Miejską Górę (426 m n.p.m.)

Ruszyliśmy przed siebie. Droga była wyraźna i szeroka, nie było już mowy o tym, żeby zgubić szlak ;). Po kilku minutach dotarliśmy do legendarnego źródełka przy kapliczce św. Franciszka. Źródełko jest znane ze swoich właściwości leczniczych, przez co jest tłumnie odwiedzane. Co ciekawe, woda w nim ma zawsze tę samą temperaturę i nigdy nie zamarza!

Zaraz za kapliczką zaczynają się schody z drewnianymi poręczami. Zwykle bardzo tego nie lubimy w górach ale nie marudząc poszliśmy grzecznie pod górę. Z tego co czytaliśmy w sezonie jest tu bardzo dużo wycieczek szkolnych, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że tego dnia byliśmy póki co jedyni na szlaku. Mogliśmy dzięki temu wsłuchać się w ciszę i nacieszyć piękną przyrodą. Po kilkunastominutowym wdrapywaniu się po drewnianych stopniach dotarliśmy do wiatki, przy której w cieplejsze dni można usiąść i odpocząć. Dziś ze względu na ujemną temperaturę nie było mowy o dłuższym postoju.

IMG_3539ok
w drodze ze Świętej Katarzyny na Łysicę

Zaraz za chatką szlak ostro skręcił w lewo i tym razem szliśmy już ścieżką coraz bardziej stromą w górę. Im wyżej tym więcej było też dużych kamieni i głazów, pokrytych śniegiem i lodem. Na ostatnim odcinku przed szczytem jest to charakterystyczne dla tego pasma górskiego gołoborze. W tym miejscu trzeba szczególnie uważać, żeby się nie poślizgnąć.

Sami nawet nie wiemy kiedy dotarliśmy tymi rumowiskami skalnymi pod sam krzyż
i tabliczkę ‘
Łysica 612 m n.p.m.’.

Tym razem góra okazała się dla nas łaskawa 🙂 Nie sądziliśmy, że tak szybko dotrzemy na szczyt, a samą wędrówką wśród tych pięknie oprószonych śniegiem drzew poczuliśmy się tylko bardziej rozochoceni i chcieliśmy więcej. Postanowiliśmy iść dalej szlakiem na wschód w stronę, z której kilka lat wcześniej nie udało nam się dotrzeć. Ten dodatkowy spacer był strzałem w dziesiątkę gdyż dzięki niemu zdobyliśmy też drugi wierzchołek Łysicy, oddalony o około 700 metrów na wschód, który jak później sprawdziliśmy jest tym wyższym. To właśnie kilka dni po wyprawie znaleźliśmy szczegółowe doniesienia o nowych pomiarach dokonanych w Górach Świętokrzyskich. Jeszcze na wyprawie posiadając niepełną wiedzę na ten temat sądziliśmy, że nowy pomiar 614 m n.p.m. odnosi się do miejsca dotąd uważanego za najwyższe. Jednak badania wykazały, że to wierzchołek wschodni dwuwierzchołkowej Łysicy zwany Skałą Agaty (a nie jak do tej pory uważano – zachodni)  jest tym wyższym i ma dokładnie 613,7 m n.p.m. 

My jeszcze przez chwilę kontynuowaliśmy wędrówkę. Przez drzewa przeświecało cudowne słońce i widoki były  jak w bajce. W chwili gdy malownicza ścieżka zaczęła  już mocniej opadać w stronę przełęczy św. Mikołaja, postanowiliśmy rozpocząć drogę powrotną.

Tym razem wycieczkę zaliczamy do całkowicie udanych, a Łysicę dopisujemy do naszej tabelki Korony Gór Polski i już myślimy o kolejnych brakujących szczytach.

A na koniec videorelacja:

5 comments

  1. Ten sam rok a już tabliczka zmienione na 2014. mnie najbardziej w zdobywaniu łysicy zachwyciły grzyby, bo w takiej porze roku grzybowej tam dotarliśmy 🙂 Gratuluje zimowego wejścia 🙂

    Polubienie

      • Z grzybami jest tak, jak się nie zna i jeszcze trzeba ich szukać to przyjemność marna. w Świętej Katarzynie gospodarz pola namiotowego zabrał nas ze sobą zaraz za płot niemal i tam dowiedziałem się co to prawdziwki czy kozaki, bo z natury grzybiarzem jestem marnym. Czy w Sudetach był kolejny szczyt do kolekcji Korony?

        Polubienie

      • tej jesieni udało nam się zakończyć zdobywanie Korony. a co do grzybów to pozostaniemy jednak przy podziwianiu rosnących w lesie, tych najładniejszych z czerwonymi kapeluszami 😉

        Polubienie

Dodaj komentarz